Wskazówka zegarka przesunęła
się o centymetr dalej na tarczy. Czas płynął nie ubłagalnie. To właśnie jego
brakuje nam najbardziej. Nie zdążamy z wykonaniem wszystkiego, co dla nas
ważne. Wpadamy w amok pracy, potrzeby zdobywania pieniędzy. Zapominamy o tym,
że z każdą kolejną sekundą, minutą, godziną jesteśmy coraz starsi, a zeszły
wtorek nigdy więcej się nie powtórzy. Idziemy dalej, ba przecież wtorki są co
tydzień. Tylko może w tamten wtorek uśmiechałaś się częściej? Może wtedy trawa
wydawała się bardziej zielona, a niebo bardziej niebieskie? Może byłeś bardziej
szczęśliwy?
Szczęście. Dążymy do niego
przez całe życie, choć sami nie wiemy, czego dokładnie szukamy. Co może być
trudnego w znalezieniu tego, co nas uszczęśliwia? Odpowiedź wydaje się prosta,
a ty śmiejesz się, bo nie rozumiesz, dlaczego tego nie znalazłeś. Nie jesteś
szczęśliwy.
Pchnął jedno ze skrzydeł drzwi
wejściowych do szkoły. Nie miał ochoty ani siły by tu być. Tej nocy nie spał za
dobrze, choć każdego kolejnego dnia miał nadzieję, że choć na chwilę uda
mu się zmrużyć oko. Potrzeba snu wydawała się większa niż spalenie nikotynowej
trucizny, jaką są papierosy. A to nie jest przecież normalne, nie ma nic
silniejszego niż nałóg. Widocznie to była n-ta kwestia w jakiej się mylił. Jego
włosy były bardziej roztrzepane, nawet nie trudził się, żeby chociaż założyć
czapkę. Mycie zębów dzisiejszego ranka było zbyt wyczerpującym wyzwaniem, a
poszukiwania czystej koszulki nawet się nie podjął. Zarzucił na swoje barki
jedynie pierwszą, lepszą bluzę, a na tyłek wciągnął równie ciemne spodnie,
które mimo paska zsunęły się, ukazując kawałek bokserek chłopaka. Nad doborem
butów nawet się nie zastanawiał, założył te, które leżały przy drzwiach.
Szczęśliwym trafem okazały się tak czarne, jak jego dzisiejszy humor. Butelka
wody, którą popijał od dobrych kilku minut, miała na celu go nieco orzeźwić,
jednak wolała znaleźć ciekawsze zastosowanie, rozlewając się na jego okryciu
wierzchnim i wszystkim wokoło, gdy przez własną nieuwagę wpadł na kogoś na
korytarzu. Pominięcie założenia koszulki z codziennego rytuału, zdawało się
mieć opłakane skutki. Nie przejął się tym zbytnio, ubranie wyschnie. Znacznie
bardziej zaniepokoił go fakt, że uszkodzony został duży zeszyt, który
natychmiastowo podniósł.
- Przepraszam. - wymamrotał nieco speszony
do poszkodowanej dziewczyny, nawet na nią nie spoglądając. Był zbyt
zafascynowany tym, co zobaczył na poszczególnych kartkach, jak się okazało
rysownika. Nie uszło jego uwadze również to, że sam był bohaterem jednego ze
szkiców, a dokładniej jego klatka i wytatuowane ramiona. Każdy tatuaż
odzwierciedlony w możliwie najdokładniejszych szczegółach, jakie uda się
dostrzec z kilku metrowej odległości. Rysunki przekraczały wszelkie normy. Były
fantazyjne, a jednocześnie wyrafinowane i interesujące. Okładka uchroniła cenną
zawartość przed cieczą. Dopiero po dokładnym przestudiowaniu szkicownika,
zerknął na jego właścicielkę. Była nią krąglejsza blondynka o stroju równie
zwariowanym, jak jej wyobraźnia. Rozpoznał w niej tą samą dziewczynę, którą
poniżała zaledwie kilka dni temu Cadence ze swoją grupą. To okropne i bardzo
niesprawiedliwe, że szykanowali ją za jej inność, za to, że była znacznie
ciekawszą osobą od nich. Policzki nastolatki oblewał róż, a dłonie zaciskały
się nerwowo. Wiedziała, że odkrył jej mały sekret, rysunek jego sylwetki.
- Są niesamowite. - powiedział, wręczając zeszyt
właścicielce, czym kompletnie ją zawstydził i zaskoczył. Spodziewała się czegoś
kompletnie odwrotnego, tego, że wyśmieje ją w najgorszy możliwie sposób.
Nawet własna matka nie pochwalała jej twórczości. Paliła wszystkie zeszyty,
jakie znalazła z nadzieją, że córka w końcu zainteresuje się czymś bardziej
opłacalnym. Jak więc dużym zaskoczeniem musiało dla niej być to, że sam Dylan
Chavez pochwalił jej sztukę. To, co zaproponował później z kolei wbiło ją w
ziemię - dosłownie.
- Może następnym razem naszkicowałabyś kolejny
tatuaż dla mnie, jeśli oczywiście byś chciała.
- J-jasne. - wyjąkała, rumieniąc się jeszcze
bardziej, a usta wykrzywiły się w dużym uśmiechu.
- Powinnaś uśmiechać się częściej. - oświadczył
blondas, po czym wyminął kompletnie zaskoczoną dziewczynę. Nie wiedział, że
podarował jej odrobinę szczęścia, trochę koloru dzisiejszego dnia.
Stała przed lustrem, starając
się zakryć korektorem sińce pod oczami, co było nie lada wyzwaniem, gdyż w
ogóle nie spała. Stres przed spotkaniem z Nim zjadał ją równie mocno, jak
poczucie winy. Nienawidziła popełniać błędów, a jeszcze bardziej wyrzutów
sumienia. Jak mogła Go bezpodstawnie oskarżyć? Podejrzewać o coś bez dowodów?
Widocznie niedzielne wieczory z Agentami NCIS niczego jej nie nauczyły.
Szczególnie lubiła oglądać Anthonego DiNozzo, rozpływała się nad całokształtem
jego postaci.
Zazwyczaj ludzie ranem myślą o
pogodzie dzisiejszego dnia, o tym czy uda się im wykonać to, co zaplanowali,
ale nie ona. Jej głowę zaprzątał, mierzący dokładnie sto osiemdziesiąt pięć
centymetrów wzrostu* chłopak o oczach tak brązowych, że momentami nie można
było odróżnić źrenicy od tęczówki i pod spojrzeniem, których można się
rozpłynąć.
Postanowiła podejść do Niego
na lunchu, tak jak ostatnim razem. Cała trzęsła się z przerażenia. Bała się
odrzucenia, tego, że nie przyjmie jej przeprosin i nie będzie chciał jej znać,
że nie da jej drugiej szansy. Ku jej niepocieszeniu nie znalazła Go na
dziedzińcu. Przywykła do tego, że bardzo rzadko pojawiał się w stołówce.
Przeszła obok boiska, kierując się na parking. Zdążyła zauważyć, że zawsze w
porze lunchowej znikał na większość przerwy. Miała nadzieję, że złapie Go zanim
odjedzie. I znalazła to, czego szukała. Chłopak wciągał w swój organizm
dawki nikotyny, stojąc kilka metrów od swojego samochodu. Podniósł wzrok.
Wiedziała, że ją zauważył. Na parkingu nie było nikogo prócz nich. Przemierzała
kolejne metry w jego kierunku, starając się wyglądać na spokojną. Jednak
zdradzało ją rozbiegane spojrzenie i nawyk wykrzywiania palców we wszystkie
strony. Przystanęła w takiej odległości od młodego mężczyzny, żeby czuć się na
tyle komfortowo, by swobodnie oddychać, czyli dość dużej, jak na ludzi
zamierzających porozmawiać.
- Hej. - przywitała się z nieznaną pewnością
siebie. Brozowooki oparł się o swoje auto i skinął głową w odpowiedzi. Wciąż
palił papierosy, a dym wyciekający z jego ust dodatkowo rozpraszał szatynkę.
Wlepił wzrok w towarzyszkę z zamiarami wysłuchania tego, co miała do
powiedzenia.
- Chciałam cię przeprosić. - zarumieniła się,
kuląc się lekko. - Nie powinnam ciebie pochopnie oskarżać. - zrobiła się
jeszcze bardziej czerwona, patrząc na młodzieńca, jednak on ponownie skinął
głową. Nie wiedziała czy ma produkować się bardziej ani co oznaczała jego
reakcja. On tymczasem wciąż wiercił ją swoim przeszywającym spojrzeniem, biorąc
następne buchy. Nagle odepchnął się od wozu, podchodząc tak blisko, że niemal
stykali się klatkami piersiowymi. Dziewczynie uwiązł oddech w gardle. Czuła
zapach jego perfum, skóry, nawet odór papierosów nie przebił się przez tą woń.
Z tak bliska dostrzegła, że nie ogolił się dzisiejszego ranka, wydawał się
nieco bledszy niż ostatnio, a okropne zadrapania i sińce na jego skroni zaczęły
się goić. Miała ochotę podnieść dłoń do jego policzka. Przejechać po nim
palcami, poznać strukturę jego skóry, miękkość włosów. Choć pokusa była duża,
nie zrobiła tego. Wciąż wpatrywała się w głęboki brąz tęczówek chłopaka z taką
samą siłą, jak on w błękit jej oczu. Przestała się kulić, jej postawa uległa
zmianie. Nie wiedziała skąd pojawiła się u niej taka pewność siebie. Zaczęła
nawet podejrzewać, że obecność brązowookiego działa tak pozytywnie. Czuła się tak,
jakby mogła stawić czoła wszystkiemu, przenosić góry, żyć. Dopiero po chwili
zorientowała się, że chłopak znajduje się jeszcze bliżej nić poprzednio. Ich
ciała stykają się, a jego usta znajdują się tuż przy jej uchu. Nie wiedziała,
że wciągał nosem zapach jej włosów i od samego początku wiedział, że go nie
zapomni. Owoce leśne już zawsze kojarzyć mu się będą z Amy Margaret
Belmonte, tak znał jej drugie imię.
- Przeprosiny przyjęte. - wymamrotał do jej ucha,
lekko w nie dmuchając. Jego głos wydawał się bardziej zachrypnięty niż zwykle.
Mimo tego, że stali tak blisko, dziewczyna nie odważyła się go dotknąć. Miała
wrażenie, że nie spodobałoby się to Dylanowi. W gruncie rzeczy On też jej nie
obejmował. Po chwili odsunął się z zamiarem wsiadnięcia do samochodu.
Zatrzymała go dłoń zaciskająca się na jego prawym nadgarstku. Zerknął za
siebie, a jego ręka zacisnęła się na przedramieniu trzymającej go osoby.
- Oszukałeś mnie. - powiedziała pewnie
dziewczyna. To zabawne, że przed chwilą przepraszała Go za pochopne oskarżenie,
a teraz robiła to ponownie. Była pełna sprzeczności, oboje byli. Obracając się,
chłopak szarpnął ramieniem towarzyszki tak, że znalazła się tuż przy nim,
równie blisko, jak poprzednio, oparta o jego klatkę piersiową. Nie trzymała go
dłużej, teraz to jego przedramię obejmowało jej talię, a dłoń biodro. Czuła jak
jego klatka unosi się z każdym kolejnym wdechem. Zorientowała się także, że
chłopak już dawno skończył palić. Nie miała możliwości ucieczki.
Szarpanie się z nim nie wchodziło w grę, gdyż był znacznie silniejszy. Jego
usta ponownie znalazły się przy jej uchu, a zapach owoców leśnych ponownie
wypełniał jego zmysły.
- Chodzi o to, że miałem już numer tamtej hipiski
z plaży czy o to, że wypiłem szoty w odwrotnej kolejności?**- warknął nisko,
powodując dreszcze na całym jej ciele. - Powinnaś się cieplej ubierać,
trzęsiesz się. - dodał, choć wiedział, że chłód dzisiejszego dnia nie jest
jedyną przyczyną reakcji jej ciała. Położyła dłoń na jego, czując wystające
żyły i szorstkość skóry jej wewnętrznej strony. Zdziwiła się, że natychmiastowo
uwolnił ją z uścisku, gdy ich palce zetknęły się.
- Radzę ci się nie spóźnić jutro rano, adres
znasz. - i ruszyła w kierunku szkoły, nawet się nie odwracając, nie zerkając na
chłopaka. Wyciągnęła dłoń w górę w geście pożegnania. Miała zamiar odebrać
swoją wygraną w zakładzie i nawet sam Dylan Chavez jej nie powstrzyma.
Poczuła wibrację w swojej
kieszeni. Wyciągnęła telefon, odblokowując go. Fikcyjne konto dodało nowy post
na jej tablicy, ukazując zdjęcie jej osoby i brązowookiego chłopaka w uścisku
zaledwie kilka sekund temu. "Tłusta ździra." - brzmiał podpis. Już
nie czuła tej pewności siebie sprzed chwili, nic nie czuła, a szczęście w
jej oczach zastąpiły ból i łzy. Bez zastanowienia usunęła rażącą wiadomość.
* zmieniłam wzrost na potrzeby opowiadania
** nie bez powodu rozdział 6 nazywa się 'deceit' - oszustwo ROZDZIAŁ 10 | ROZDZIAŁ 11 | ROZDZIAŁ 12
TAKI MAŁY PREZENT DLA WAS. MAM NADZIEJĘ, ŻE NIESPODZIANKA WAM SIĘ SPODOBAŁA!
DAMY WRACA DO AKCJI!
MOJA KOCHANA DZIDZIA MA 21 URODZINY! JEZU JAK TEN CZAS LECI.
#HappyBirtdayJustinBieber
Czytasz = Komentujesz = Motywujesz
#LiDGff
Zapraszam na Collision
Jejciu *-* Ciekawe o co chodzi z tym fikcyjnym kontem :D rozdział cudny ;3
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Kocham Anthonego <33333 moja ulubiona postać filmowo-serialowa ever <33333333 jbgfivonuivfirnivbutrn i Uwielbiam Gibsa i Abby i Zive <33333 wgl całe NCIS KOCHAM ! i rozdział jest suuuuuuuper <333 ahhaha dzidzia ? :>
OdpowiedzUsuńmoi ulubieńcy kochani! <3 mogę godzinami oglądać! jeszcze NCIS LA i Czarną Listę, przytulić się do poduszki Justina i żyć nie umierać haha XD
UsuńJustin to moja dzidzia i niunia haha :)
jezu juz sama nie wiem o co chodzi, pogubilam sie ze wszystkim haha:(mam nadzieje zr czesciej beda rozdzial czekam na nowy<3
OdpowiedzUsuńJaki piękny szablon! Pierwszy raz tu jestem ale będę częściej :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie na http://dearchloe-fanfiction.blogspot.com Liczę na jakiś komentarz :)
ten ff jest taki cudowny! super rozdział i już nie mogę się doczekać nn xoxo
OdpowiedzUsuńKooocham <3 nie mozesz przestać pisac, to tylko komentarze. Pewnie wiekszosci nie chce sie ich pisac, bo sa zbyt leniwi :)
OdpowiedzUsuńOni są tacy ahsdjcijsnsbdojf kocham to xoxo
OdpowiedzUsuńCzekam na następny !! Uwielbiam
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne <3 kiedy następny?
OdpowiedzUsuńczekam na następny!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, jak każdy poprzedni. Pogubiłam się trochę. Czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuń