16 lutego 2014

Rozdział 5 "You only live once"

CAŁY

Amy Pov*
- Wsiadaj. - zachrypnięty głos rozniósł w mojej głowie, sprawiając, że przez ciało przeszedł zimny dreszcz.
Nie zatrzymuj się. - powtarzałam sobie w myślach, aby zachować resztki silnej woli.  Przyspieszyłam kroku, jednak samochód również przybrał większej mocy.
- Wsiadaj. - kierowca powtórzył swoją prośbę bardziej stanowczo niż poprzednio, ale i tak ją zignorowałam.
Nagle maszyna wyminęła mnie i zatrzymała się okolicy piętnastu metrów. Drzwi kierowcy otworzyły się. Nie gasząc silnika chłopak wysiadł. Zmierzał w moją stronę, a głupkowaty uśmiech zagościł na jego twarzy. Próbowałam się ruszyć, lecz nie mogłam. Czułam się tak, jakby ktoś przykleił mnie do asfaltu.
Zajebiście.
Był już blisko. Wtem schylił się, oplótł ręką moje nogi i przerzucił tak ,że biodra opierały się na jego ramieniu.
Zaczęłam piszczeć i okładać go małymi piąstkami po plecach. Przepraszam bardzo, ale jego pupa nie jest moim wymarzonym widokiem.
- Rozumiem, że ci się podobam, ale czy to jest powód, żeby tak zaciekle macać mój tyłek? - warknął z nutą rozbawienia.
- Tylko o tym śnię. - szturchnęłam go łokciem w bok, jak tylko najmocniej potrafiłam, ale on nawet nie zareagował.
- Nie zdziwiłbym się. - zaśmiał się.
- Możesz mnie postawić? - zapytałam.
- Matka nie nauczyła cię mówić ‘proszę’? - szedł dalej, przez co moje ciało kilkukrotnie obiło się o jego.
- Matka nie nauczyła cię, że nie zaczepia się nieznajomych na ulicach? - odparłam z ironią. W jednej chwili poczułam jak mięśnie chłopaka się napięły, ale nie przerwał wędrówki.
- Jestem Dylan. O widzisz już mnie znasz. - gwałtownie rzucił mnie na skórzane siedzenie. - A teraz łaskawie się zamknij. Okrążył Camaro, a następnie zajął swoje miejsce. Tapicerka była ciemna, a całe auto pokrywał czarny lakier z dwoma wąskimi pomarańczowymi pasami, przechodzącymi przez maskę i całą długość samochodu. Ruszyliśmy z piskiem opon. Prawa ręka blondyna spoczywała na dźwigni do zmiany biegów, wytatuowana zaś oparta była o okno, a dłoń luźno zaciskała obręcz kierownicy. W tle słychać było cichą muzykę. Prawdopodobnie rap, jeśli się nie mylę.
- Gdzie jedziemy? - jedno z wielu pytań krążących po moim umyśle niespodziewanie, wymknęło się.
- Przed siebie. - zerknął na mnie, po czym powrócił do obojętnego patrzenia na drogę. Ten człowiek działa mi na nerwy. Nie dość, że siłą zaciąga mnie do swojego samochodu to traktuje jak idiotkę.
Wjeżdżaliśmy w uboższą część miasta. Tą, w której nigdy nie byłam. Tą, w której nie powinno mnie być. Zdenerwowanie zawładnęło moim ciałem, a przebywanie z Chavez’em nie poprawiało mi nastroju.
- Zaglądałaś do tego? - ponownie na mnie spojrzał. Nie odpowiedziałam. Miałam wrażenie, że skłamanie blondynowi będzie miało złe konsekwencje.
- A próbowałaś ich? - potrząsnęłam przecząco głową. - Tak myślałem. - wykpił mnie po raz kolejny.
- Uważasz, że nie jestem na tyle odważna? - przymrużyłam na niego oczy.
Prychnął. - Udowodnij, że jesteś. - odwrócił się, by za chwilę zatrzymać pojazd przy krawężniku jednego z domów. - Ale później. Teraz rusz dupę. - zatrzasnął za sobą drzwi wychodząc. Budynek był dość przyzwoity w porównaniu do tych co stoją w sąsiedztwie. Miał jedno piętro, obklejone ciemno-zieloną teksturą ściany, która odrywała się w nielicznych miejscach. Cała posesja ogrodzona została szarym płotem, a na podjeździe stało żółto-czarne Bmw. Dom obok wyglądał na kompletnie porzucony. Okna obite deskami, a mury budowli sprawiały wrażenie sparzonych ogniem. Zagloniony basen i pozbawiona kępek trawy ziemia nie wróżyła niczego dobrego po tym miejscu.
Podążałam za brązowookim jak zagubiony szczeniak. Gdy już znaleźliśmy się na ganku kilkukrotnie uderzył dłonią w drzwi. Po ponownej próbie nie otrzymał żadnej reakcji, więc po prostu wszedł do środka. Do moich nozdrzy natychmiastowo wpłynął słodki zapach marihuany wymieszanej z odorem alkoholu, a oczom ukazał się hol i kilka butelek piwa porozrzucanych po kątach.
Tak właściwie, to co ja tu w ogóle robię?
Przechodząc obok otwartego salonu zauważyłam chłopaka bez koszulki w okolicach 20 lat, leżącego na podłodze za sofą.  Nazwijmy go Golasem. Na kanapie spał kolejny, tymczasowo Śpioch, a obok niego w pozycji siedzącej z twarzą umazaną pizzą i jej kawałkiem w ręku spoczywał Mr. Pizza. Na fotelu dostrzegłam dwie łudząco podobne do siebie dziewczyny, powszechnie nazwane przeze mnie Plastikami. Dylan widząc mój wyraz twarzy zaśmiał się, a następnie  zmierzał w kierunku schodów. W ich rogu również znalazłam kilku imprezowiczów w nieco nieprzychylnych pozycjach, ale mniejsza o to. Wraz z Bogiem Seksu wtargnęliśmy na oklejone niegdyś kwiecistą okładziną stopnie, dziś wybrudzone nie wiadomo czym i w ogóle nie przypominające tego wzoru. Chłopak zdawał się wiedzieć, gdzie jest i znać rozplanowanie pomieszczeń w domu. Doszliśmy do lekko uchylonej zasłonki oddzielającej korytarz od pokoju. Chavez zajrzał do środka  i cicho prychnął.
- Mam wejść? - zaptałam szeptem przyciągając uwagę blondyna.
- Śmiało. - posłał mi swój głupkowaty uśmiech.
Niepostrzeżenie przecisnęłam się za kurtyną. Dostrzegłam czarnoskórego mężczyznę smacznie śpiącego w wielkim łóżku w towarzystwie kolejnej blondynki. Założę się, że mój wyraz twarzy był bezcenny, gdyż usłyszałam kolejne prychnięcie mojego ‘porywacza’.
- Shhh. - wyszeptał, przykładając palec wskazujący do ust, po czym podszedł do kolegi i zaczął delikatnie jeździć dłonią po odkrytej łydce murzyna.
- Kochanie czas na drugą rundę. Nie bądź leń, chcę wyssać twojego ogiera. - zbliżył się do twarzy nieprzytomnego i gładził jego policzki, z trudem tłumiąc śmiech. Gdy ten zaczął otwierać oczy, przyzwyczajając się do światła, Dylan zerknął na pagórek utworzony pod pościelą. Dałabym rękę uciąć, że nie było go tam wcześniej.
- Ja pierdole. Nie sądziłem, że Ci stanie na mój widok! - wykrzyczał na cały głos, przez co murzyn gwałtownie zerwał się z łóżka i popędził prawdopodobnie do łazienki. Chavez podpierał się ściany trzymając się jedną ręką za brzuch i próbując zapanować nad swoim szaleńczym śmiechem. Ja natomiast stałam tam nieco zaskoczona potoczeniem się akcji, ale nie ukrywałam rozbawienia. Blondyna podniosła się leniwie z łóżka opatulona w kołdrę i czym prędzej pozbierała należące do niej ubrania z podłogi, znikając w jednym z pokoi. Po chwili usłyszeliśmy przekręcanie zamka w małym pomieszczeniu obok, a w drzwiach ustał ubrany już czarnoskóry chłopak
- Posuwasz po mnie? -  parsknął brązowooki - Pieprzyłem ją w zeszły wtorek.
- Dobrze wiedzieć. - murzyn zaśmiał się i rzucił kumpla poduszką.
- Rey serio? Poduszką?
- Zamknij się już. Kto to jest? - ‘Rey’ wskazał na mnie.
- Dziewczyna. - Chavez prychnął pod nosem, obracając złoty sygnet na jednym z palców, który dopiero teraz zauważyłam.
- No cóż, na faceta nie wygląda. - zarzucił murzyn wciąż mi się przyglądając.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Chavez podniósł głowę.
Czy mówiłam, że on działa mi na nerwy? Tak bardzo. Wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę Rey’a, wyciągając rękę. – Jestem Amy.
- Jefferey. - uścisnął moją dłoń posyłając mi przelotny uśmiech.
- Pomogła wczoraj Ninie przechwycając towar. - wtrącił się blondyn.
- Tamta to wiecznie musi wcinać się w nie swoje sprawy. - warknął Jeff.
- Ta, cholernie irytująca suka. - dodał Dylan.
- Brat nie powinien mówić tak o siostrze. - dorzuciłam oburzona jego zachowaniem w stosunku do mojej przyjaciółki.
- Pozwolił ci ktoś się odzywać? - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Chodźmy stąd. - Jefferey zmienił temat po czym wyszedł z pokoju. Przemierzyliśmy drogę powrotną na parter. Szłam jako ostatnia przez co mogłam dokładnie się przyjrzeć brązowookiemu idącemu przede mną. Nie wiem, dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej. Może byłam zbyt przejęta siedzeniem z nim w jednym samochodzie, chociaż nie sądzę aby teraz moje nastawienie zmieniło się.
Miał na sobie luźno opadające ciemne jeansy, które okazywały gumkę jego białych bokserek, a także swobodną koszulkę w serek koloru bielizny. Na jego karku widniał złoty łańcuch, a stopy okryte były butami z nowe kolekcji Adidas Neo w granatowo-czerwonej kolorystyce.
- Wypieprzać stąd! - czarnoskóry wydarł się sprawiając, że Golas z Ferajną zniknęli w mgnieniu oka, a ja przerwałam rozmyślania o tyłku Chavez’a. Weszliśmy prawdopodobnie do kuchni, chociaż mi bardziej przypominała magazyn wypitych butelek i talerzy z odrobiną kurzu oraz resztek jedzenia. Kilkoma ruchami pozbierał przeszkadzające naczynia ze stołu, wrzucając je do zlewu.
- Pokazuj to co tam masz. - zwrócił się w moim kierunku.
Kiwnęłam głową sięgając do plecaka i wyjmując saszetkę. Dylan od razu ją odebrał z moich rąk rozciągając sznurek oraz wysypując jej zawartość na blacie.Chłopcy oglądali każdą paczuszkę, uważnie czytając oznaczenia.
- Myślałem, że to będzie coś lepszego. - warknął blondyn.
- Strata czasu. Latynos się wypala, jeżeli ma tylko to. - prowadzili konwersację jeden z drugim, kompletnie mnie ignorując.
- Trochę kasy z tego będzie. - murzyn podrapał się po torsie.
- Tak czy owak, oddam mu to. Coś musi w tym być, skoro Randall się po to pchał.
Nagle Chavez spojrzał na Jefferey’a z cwaniackim uśmieszkiem.
- Wiem, o czym myślisz. - parsknął Rey.
- Jakoś musi odpłacić się za moje dobroduszne serce, ale tym razem zapłatę wybiorę sam. - zaśmiał się.
- Więc, koka czy marihuana? – zapytał czarnoskóry podnosząc dwa opakowania w stronę złotowłosego.
- Kokaina.
To wszystko zaszło za daleko. Mam być świadkiem jak oni .. yhg ćpają? Nie żebym tego kiedyś nie robiła. Tak, paliłam może z 2 razy na imprezach, gdyby ojciec się dowiedział pewnie by mnie wydziedziczył. Przenieśliśmy się do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapach. Ja spoczęłam obok Dylana, a murzyn naprzeciwko nas. Jeff szybko ukręcił dwa papierosy i podał jednego blondynowi. Brązowooki wyjął z kieszeni spodni srebrną zapalniczkę po czym nacisnął na guzik zapalając końcówkę skręta, trzymanego między palcem wskazującym, a środkowym. Następnie rzucił przedmiot koledze, który powtórzył jego czynności. Dylan zaciągał się zamykając oczy i przetrzymując chwilowo narkotyk w płucach. Pomieszczenie stopniowo napełniało się dymem, dzięki czemu można było dostrzec mętne powietrze. Obserwowałam chłopaków, jak w ciszy się uspokajali. Blondyn miał opartą głowę o zagłówek, natomiast Jefferey rozłożył się na kanapie, wpatrując w sufit.
- Chcesz? - Chavez spojrzał na mnie nieco przyćmionym wzrokiem, wyciągając w moją stronę papierosa. Jego głos był ochrypły, jakby dopiero co wstał.
Nie byłam pewna co do cracku i szczerze bałam się spróbować przy nich tego świństwa, ale z drugiej strony...
Kiwnęłam przytakująco głową, gdyż miałam wrażenie, że narząd mowy odmówił mi posłuszeństwa.
Amy co ty do cholery robisz?- och, zamknij się. Raz się żyje.
Dylan uśmiechnął się cwaniacko wręczając mi skręta. Czułam ,że mnie obserwuje, ale nie przykładałam do tego zbytnio uwagi. Trzymałam papierosa między kciukiem i palcem wskazującym. Zbliżyłam go do ust. Jeszcze raz zastanawiając się nad decyzją, po czym ostatecznie, włożyłam go między wargi.
Nie rób tego! - mentalnie się spoliczkowałam.
Rozważnie wciągnęłam pierwszego bucha. Narkotyk drażnił moje gardło i płuca, lecz nie dałam za wygraną i zaciągnęłam się jeszcze mocniej. Po kilku sekundach wypuściłam opar, również przymykając oczy.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ_nLhCAo1Pcfr6AXHUBWOZ59pcI_J2DFs0LeptLH4usMWyAPwjTvw6ED9Cu5-1YH5ccXQJHu7u2gFOepLmAFsH0fK9gABvCMUpiLF6TBVAZLBeBnJgP7RDCGle5W-nJd-YDHC2nQMPdU/s1600/szlaczek2.png

Do mojego nosa wpłynęło świeże powietrze, a ciało owiewał przyjemny chłód. Niemrawo podniosłam powieki. Obraz za szybą pędził coraz szybciej. Czułam się tak wypoczęta jak nigdy. Zauważyłam, że jestem przypięta pasem. Samochód.
Wow, jaka ty inteligentna.-zakpił głos w mojej głowie.
- Śpiąca królewna już się obudziła? - zapytał ktoś po lewej stronie. Obróciłam się i ujrzałam Dylana spoglądającego na mnie.
- Zabawne. - posłałam mu ironiczny uśmiech.
Prychnął w odpowiedzi przywracając swój wzrok na drogę.
- A my nie byliśmy przypadkiem u Jefferey’a?
- Byliśmy, ale odpłynęłaś. Zazwyczaj ludzie po crack'u mają przypływ energii, a nie na odwrót. - zaśmiał się. - Muszę zapamiętać, żeby nigdy więcej niczego tobie nie dawać. 
Warknęłam pod nosem. Teraz ma mnie za jakiegoś mięczaka.
Jego słowa niespodziewanie wpełzły do mojego umysłu:

-Uważasz, że nie jestem na tyle odważna?
-Udowodnij, że jesteś.

Pieprzyć moje życie.
Pieprzyć Dylna.
Pieprzyć to, że mi się podoba.
Rozejrzałam się po samochodzie ostatni raz przed wcieleniem mojego planu.  Bezdźwięcznie odpięłam pas bezpieczeństwa, ukradkiem zerkając na chłopaka. Zwinnie podniosłam swój tyłek opierając się biodrami o ramę przedniej szyby.
- Co ty myślisz, że robisz? - Chavez spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Jedź szybciej. - puściłam do niego oczko, uśmiechając się promiennie.

3rd person Pov

Usta blondyna wykrzywiły się zadziornie, podczas gdy zwiększył nacisk na pedał gazu. Muzyka rozbrzmiewała w samochodzie znacznie głośniej niż poprzednio, dzięki czemu przez ciało szatynki przechodziły przyjemne wibracje. Zamknęła oczy, dając się ponieść chwili. Jej ręce unosiły się w górze, a brązowe fale włosów współgrały z wiatrem, błyszcząc w promieniach wrześniowego słońca. Camaro prędko przemierzało ulice pomiędzy pustostanami. Belmonte czuła się przy brązowookim swobodniej, ale może to było jedynie złudzenie i gdy otworzy oczy ponownie, będzie lekko skrępowana. 
- Patrz na drogę. - skarciła chłopaka po tym jak wypalał dziury w jej tyłku, odzianym w jeansowe szorty z wysokim stanem.
Chavez natychmiastowo odwrócił wzrok, przez co wywołał śmiech Amy.  Speszył się, co go ogromnie zdziwiło. Również zaczął się śmiać. Jeszcze się odegram, pomyślał zerkając na sylwetkę dziewczyny. Nagle w samochodzie głos Chrisa Browna zaczął mieszać się z rapem. Baby let me put your panties to the side. I'mma make you feel... . Dziewczyna zgrabnie opadła na siedzenie, wyciągając telefon z kieszeni i przykładając go do ucha. Na twarzy chłopaka zagościł łobuzerski uśmiech po usłyszeniu pierwszych wersów piosenki. Niebieskooka wywróciła oczami na widok profilu osoby, która w tym momencie próbowała się do niej dobić.
- Czego? - warknęła, przyciszając radio.
- Masz wrócić do domu. - odpowiedział dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki.
- Tak, coś jeszcze?
- Nie, ale niechcący zbiłam twoje perfumy. - zaśmiała się Charlott, natomiast szatynce krew aż się zagotowała.
- Które? - niemal wykrzyczała.
- Versace.
- Żartujesz sobie? One były w kosmetyczce... Grzebałaś w moich rzeczach! - starsza Belmonte miała ochotę zgnieść telefon w pół. - Jak tylko wejdę przez cholerne drzwi prowadzące do naszego domu to zginiesz, rozumiesz? Zginiesz! - rozłączyła się i wrzuciła urządzenie do torby.
- Wścibska siostra? – zapytał chłopak, o którym Amy zdawała się zapomnieć.
- Nie siostra tylko wrzód na dupie. - warknęła jadowicie, przez co blondyn zaśmiał się dźwięcznie. - Taka prawda.
- Wypuść mnie tu. Wolę uniknąć niepotrzebnych pytań.
- Jasne. - zatrzymał samochód przy krawężniku, niedaleko miejsca, z którego „porwał” wcześniej Belmonte.
- Także, dzięki za urozmaicenie dnia. - zaśmiała się niebieskooka. Chłopak prychnął w odpowiedzi. Pociągnęła za klamkę i wyszła z auta kierując się w stronę domu. Dylan ruszył z piskiem opon, włączając rap tak głośno, że w uszach aż dźwięczało.

Amy Pov*

Wchodząc do domu zrzuciłam z siebie bluzę Bull’sów i odłożyłam ją na komodę. Butów pozbyłam się równie szybko.
- Gdzie ona jest? - wrzasnęłam.
- Cześć kochanie. - moja mama pojawiła się na przedpokoju.
- Gdzie ona jest? - powtórzyłam swoje pytanie, nieco ciszej.
- Nie denerwuj się, kupimy nowe. - rodzicielka mówiła do mnie jak do małego dziecka.
- Tu nie chodzi tylko o perfumy! Ona nie ma prawa dotykać moich rzeczy. - wykrzyknęłam. Charlott robi cokolwiek zechce. To zawsze ja jestem tą ocenianą, wszystko jest zawsze moją winą. Ona nigdy nie poniosła żadnych konsekwencji.
Prędko wbiegłam do swojego pokoju, zakluczając drzwi i rzucając się na łóżko, pomiędzy poduszki.
Ogarnij się. No, już.
Uruchomiłam laptopa kładąc go sobie na kolanach. Otwierając kilka kart naraz, włączyłam m.in. Facebook’a.
6 zaproszeń do znajomych, 8 nieodczytanych wiadomości, 21 powiadomień
Niektórzy żyją tylko internetem.
Pieprzone „NoLify”.
Nie znam żadnego z was, powiedziałam do siebie nie przyjmując ani jednego zaproszenia. Reszty nie chciało mi się odczytywać, więc przejeżdżając w dół po stronie głównej, oglądałam zdjęcia z ostatnich dni. Zauważając zieloną kropeczkę przy imieniu Niny, rozpoczęłam rozmowę.

Ja: Hej, wszystko ok?
Nina: Hej xo, tak wszystko w porządku.
Ja: Na pewno?
Nina: Taak. J
Ja: Może trzeba zadzwonić na policję, aby zamknąć tego psychola?
Nina: Jezuuu. Wszystko jest OK. Może i jestem trochę podrapana, ale tylko to.
Ja: Skoro tak mówisz. :P
Nina: Nie przejmuj się. Wyskoczymy dziś na plażę?
Ja: Nie mam ochoty.
Nina: Nie daj się prosić. Muszę odreagować...
Ja: To za 30 min?
Nina: Tak! Kocham Cię dziewczyno, przyjadę po ciebie.
Ja: Okej, do zobaczenia! ♥
Nina: Na razie ♥

Czyli dzisiejsze popołudnie mam już zaplanowane. Zamknęłam laptopa, po czym skierowałam się do mojej szafy w poszukiwaniu odpowiedniego bikini. Wybrałam całe czarne i poszłam do łazienki. Po drodze wzięłam krótkie spodenki z frędzelkami oraz przewiewną, lekko prześwitującą kremową koszulkę. Przebrałam się w przygotowane ubrania, zrobiłam delikatny makijaż i przeczesałam włosy szczotką. Miałam jeszcze trochę czasu aby coś przekąsić. Najpierw jednak spakowałam do mojej torby w palmy ręcznik, koc i luźny sweter, który może mi się przydać, gdy będzie trochę chłodniej. Z bagażem zeszłam na parter widząc mojego ojca oglądającego mecz, a mamę czytającą czasopismo. Nawet mnie nie zauważyli. Odkładając torbę na jedno z barowych krzeseł, skierowałam się do lodówki w celu zabrania małej butelki wody. Następnie „uprowadziłam” kilka Oreo i zebrałam się do wyjścia. Po nałożeniu tomsów, a także wepchnięciu telefonu do tylniej kiszeni, krzyknęłam krótkie „Wychodzę!”, znikając z domu. Przed budynkiem czekała już na mnie przyjaciółka. Zauważając ją, od razu podbiegłam do białego Audi.
- I co tam?  – usłyszałam po zajęciu swojego miejsca.
- Nic ciekawego, bo wiesz w sprawie tego co zdarzyło się wczoraj, to ja mogę porozmawiać z ojcem i on przym...
- Nie musisz się martwić, wszystko załatwione. - westchnęła, wcinając się mi w środku zdania. No cóż, jestem jedynie opiekuńcza w stosunku do ludzi, na których mi zależy i może trochę przewrażliwiona.
- Spójrz, mam jedynie kilka zadrapań, a siniaki zakryłam korektorem. Widzisz? No właśnie, nie widzisz. - uśmiechnęła się, nawet nie dając mi dojść do odpowiedzi. To wszystko było dziwne. Napad ją jakiś brutal, a ona niewzruszona jakby nic poważnego się nie stało. Chociaż może po prostu powinnam zapomnieć o tym...

Dojechałyśmy na prywatną plażę przy jeziorze St. Clair. Należała ona do staruszka mającego własny sklep, dwie ulice dalej. Jednak był on na tyle uprzejmy, że pozwalał młodzieży bawić się i imprezować. Wyszłyśmy z auta, zabierając bagaże. Na miejscu było sporo moich znajomych, z którymi przywitałam się machnięciem ręki.
- Belomnte! - usłyszałam za swoimi plecami, przez co odruchowo odwróciłam się, a za mną Nina.
- Cooper! - na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Brunet o mocno zielonych oczach, z umięśnionymi ramionami i wyrzeźbionym bokserskim trzy-pakiem wraz z kolegami podszedł do nas.
- Długo ciebie nie widziałam. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Ale już widzisz. - umieścił mnie w niedźwiedzim uścisku, delikatnie podnosząc tak, że stałam jedynie na palcach.
- Starczy tych czułości. - lekko odpychając go od siebie, sprawiłam, że ścisnął mnie jeszcze mocniej. Mrucząc mi do ucha jak kot, chłopak wywołał śmiech swoich towarzyszy. W końcu puścił mnie ze swoich sideł.
- Cooper poznaj Ninę, moją przyjaciółkę. - zielonooki przeniósł wzrok na osobę stojącą obok mnie.
- Miło mi, jestem Cooper. - przedstawił się z nowojorskim akcentem, delikatnie łapiąc dłoń brunetki i lekko ją potrząsając. Już wtedy można było się domyślić, że ona mu się spodobała, ponieważ tylko wtedy zmienia głos. Otóż, Cooper jest moim najlepszym sąsiadem, to znaczy byłym sąsiadem, ale wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt i spotykamy się raz na jakiś czas. Czasami zastanawiam się, czy on nie wie o mnie więcej, niż Jenny.
- A oni to? - zapytałam, starając się zwrócić na siebie uwagę chłopaka.
- Christopher,ale mów mi Chris. - pomachał jeden z nich. Miał czarne włosy ułożone w artystyczny nieład i duże niebieskie oczy. Przyglądając się im po kolei zauważyłam, że każdy posiada wyrzeźbioną przez siłownię sylwetkę.
- Jestem Ethan, a ty? - podszedł do mnie chłopak z ciemnymi blond dredami, związanymi w koka, lekkim zarostem, z jasno-morskimi tęczówkami i tatuażem na prawym ramieniu.
- Amy. - uśmiechnęłam się promiennie, ujmując jego dłoń, tym samym zostając zamknięta w krótkim uścisku. Poczułam gorąco na policzkach. Ethan mnie onieśmiela, super.
Nawet go nie znasz, idiotko.
- My już będziemy iść. - zerknęłam na Ninę, która była wręcz zafascynowana obecnością chłopaków. Złapałam ją za rękę i lekko pociągnęłam w kierunku jeziora.
- Na plaże? - zapytał się Cooper, przyciągając moją uwagę.
- Tak. - odpowiedziała za mnie przyjaciółka.
- W takim razie idziemy z wami. - zaśmiał się zarzucając na mnie ramię.
- Cokolwiek. - żachnęłam cicho.
- No co, nie cieszysz się, że spędzisz ze mną trochę czasu? - spojrzał się na mnie, idąc w swoim rytmie, przez co ja zostałam zmuszona do robienia dwóch kroków, zamiast jednego.
- Moje cycki się nie cieszą. - prychnęłam. Cóż, mam kompleks ze swoim ciałem. Nie podoba mi się, a publiczne rozbieranie mi w tym na pewno nie pomaga. Wiecie jak to jest jak wszyscy wokoło, wmawiają tobie, że jesteś idealna, chuda, ale ty wiesz swoje i uważasz kompletnie inaczej. Tak? Ja właśnie tak mam. A co do moich piersi, załóżmy, że są niemałe, a fakt, że idę z grupą przystojniaków mnie nie pociesza.
- E tam, już je widziałem. - spojrzał na mnie z politowaniem, po czym razem wybuchnęliśmy śmiechem, a za nami reszta. Tak, skutki posiadania okien naprzeciwko siebie.

- Ja rozkładam się tu.-rzuciłam się do przodu, wybierając stosunkowo najlepsze miejsce.
- Beznadziejnie, że nie ma leżaków. - westchnęła Nina, gdy starała się wyprostować swój koc.
- Tak, masz rację. - zdjęłam buty, pozostawiając je obok torby. Usiadłam na ręczniku, dopiero wtedy zauważyłam, że chłopcy stoją już przy brzegu. Opalałam się już z 30 minut, podczas gdy moja przyjaciółka urządziła sobie małą kąpiel z mięśniakami. Po jakimś czasie ich chichoty i piski zaczęły mnie irytować, więc postanowiłam zamknąć się w małym świecie muzyki.
Nagle słuchawki zostały wyrwane z moich uszu, przez co ja natychmiast podniosłam się do pionu. Silne ramiona owinęły się wokół mojej talii, a kolejne wokół nóg.
O nie, oni nie planują tego zrobić.
-Puść mnie!-zaczęłam się wydzierać, wierzgać nogami i uderzać pięściami po ich rękach. Niestety oni nie przestali, zamiast tego coraz szybciej zbliżali się do jeziora. Po chwili zostałam zanurzona w orzeźwiającej wodzie, ale to nie było dla mnie komfortowe, wręcz przeciwnie. Zaczęłam szukać czegoś, czego mogłabym się złapać aby nie utonąć, a fakt, że miałam zamknięte oczy nie pomagał. Uwiesiłam się na czyjejś szyi. Po chwili poczułam, że ktoś obejmuje moje nogi, umieszczając je na swoich biodrach. Siedzę komuś na plecach, nie jest źle. Zauważyłam, że mój wybawca zaczął się poruszać. W duchu modliłam się, aby nie wrzucił mnie po raz kolejny do tego przerażającego jeziora.
- Wiesz, że możesz już otworzyć oczy. - ktoś zaśmiał się.
- T-tak.-zająknęłam się. - Ale otworzę je dopiero, jak postawisz mnie na brzegu.
Wywołując chichot, osoby pode mną, poczułam, że moje stopy stykają się z gorącym piaskiem.
- Ethan chodź już wreszcie! - usłyszałam krzyk Cooper’a.
 Oh, a więc to Ethan.
- Dzięki. - wyjąkałam, czując się zbyt niezręcznie.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział ze swoim uśmiechem wartym milion dolarów.
Odeszłam, co chwile oglądając się za Ethan’em, który w tym czasie przepychał się z kumplami. Już miałam się odwrócić, gdy wpadłam na coś albo powinnam powiedzieć, na kogoś. Moja zmoczona klatka obiła się o jego tors, pozostawiając na nim mokry ślad.
- Uważaj jak ch... - przerwałam w środku zdania, rozpoznając wyrzeźbioną klatę, te tatuaże i te łańcuchy. Ostrożnie podniosłam powieki, które w tym momencie wydawały się za ciężkie.
- Ciebie też miło widzieć, Belmonte.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ_nLhCAo1Pcfr6AXHUBWOZ59pcI_J2DFs0LeptLH4usMWyAPwjTvw6ED9Cu5-1YH5ccXQJHu7u2gFOepLmAFsH0fK9gABvCMUpiLF6TBVAZLBeBnJgP7RDCGle5W-nJd-YDHC2nQMPdU/s400/szlaczek2.png

Chcecie dalej czytać to opowiadanie, nawet jeśli rozdziały są dodawane z taką częstotliwością?


Zapraszam na Collision by TinyDrug !


15 komentarzy:

  1. będę czytać i czytam ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham kocham ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i czekam na dalsze <3 Jak zawsze! I dobrze o tym wiesz :I

    PS
    Zapraszam do mnie na http://collision-fanfiction.blogspot.com/, gdzie pojawiła się ważna notka dotycząca opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny! Czytalam bardzo duzo blogow, ale ten jest interesujacy :) byc moze poczatek bardzo podobny do innych, ale sadze ze akcja potoczy sie zupelnie inaczej. Fajnie ze od razu w 2/3 rozdziale nie zrobilas z nich pary, naprawde mi sie podoba! Szkoda, ze rozdzialy sa dodawane w takich dlugich okresach, a poza tym nie mam zastrzezen. Ten blog ma szanse zostac jednym z najlepszych polskich! Musisz sie reklamowac aby miec wiecej czytelnikow, wtedy masz sukces gwarantowany :) Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. Prosze pisz dalej,to opowiadanie jest super <3
    @kolczatka1512

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze świetny rozdział :) . I pisz dalej .! <3
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejkuuuuu !
    Rozdział jest genialny! Jeszcze nigdy nie czytałam czegoś takiego. Masz ogromny talent !
    Twoja historia jest naprawdę bardzo ciekawa ! Już nmg doczekać się kolejnego rozdzoału <3

    OdpowiedzUsuń
  8. -Shhh.- wyszeptał, przykładając palec wskazujący do ust, po czym podszedł do kolegi i zaczął delikatnie jeździć dłonią po odkrytej łydce murzyna.
    -Kochanie czas na drugą rundę. Nie bądź leń, chcę wyssać twojego ogiera.- zbliżył się do twarzy nieprzytomnego i gładził jego policzki, z trudem tłumiąc śmiech. Gdy ten zaczął otwierać oczy, przyzwyczajając się do światła, Dylan zerknął na pagórek utworzony pod pościelą. Dałabym rękę uciąć, że nie było go tam wcześniej.
    - Ja pierdole. Nie sądziłem, że Ci stanie na mój widok!- wykrzyczał na cały głos, przez co murzyn gwałtownie zerwał się z łóżka i popędził prawdopodobnie do łazienki. Chavez podpierał się ściany trzymając się jedną ręką za brzuch i próbując zapanować nad swoim szaleńczym śmiechem - Jebłam. Jak żyję nie widziałam czegoś tak genialnego. Czytam wiele blogów no, ale twój !!!cud miód. Jesteś rewelacyjna ! Masz taką wyobraźnię,że tylko pozazdrościć. Koffam to i czekam na nst rozdział <3
    Ewww <3

    OdpowiedzUsuń
  9. B.O.S.K.I. *-* Czekam nn <3
    heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny rozdział ? <3

    OdpowiedzUsuń
  11. piszesz to jeszcze w ogóle??? kocham czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń